Mówi się, że gościnność to podstawa. Najważniejsze aby pokazać się z jak najlepszej strony, aby osoba zaproszona czuła się w naszym towarzystwie dobrze. Jednak nie zawsze to tak działa. "Pokazanie się z jak najlepszej strony" wiele ludzi interpretuje "nieco" inaczej. Część osób zaprasza gości, aby umilić sobie czas, ukulturalnić się, wzmocnić więzy międzyludzkie, czasami aby szukać pomocy albo pomóc. A reszta osób traktuje zaproszenie gości jako okazję do pokazania, czego oni nie mają w domu i w jakim stopniu jest ktoś bogatszy, albo jako szansę pokazania wyższości nad gościem. Często tacy ludzie oprowadzają gości po domu, jakby to była wycieczka po centrum świata. Gdy pokazują jakąś rzecz, zawsze jest do niej jakąś historia, której i tak nie chcemy słuchać, ale z grzeczności nie przeżywamy. Zawsze jest, gdzie to oni nie byli, czego nie zrobili, czego nie kupili, jacy oni bogaci, a mówią oni wtedy teksty typu: "Widzi Pan to? Kupiłem to na Egipskim targu podczas dwu- miesięcznej podróży przez Afrykę i Europę za 1000000$. Takie tanie, to od razu kupiłem!". Ale zaraz po jednym pochwaleniu samych siebie, muszą zrobić to drugi raz: "Ohhh, jaka tamta podróż była fascynująca! Były tam takie rzeczy, w jakie Państwo nie uwierzą!" i prawdopodobnie one wcale nie istnieją, a same te osoby na takiej wycieczce nie były, a chwaloną rzecz kupili na pchlim targu za 5 złotych. Tylko że my, czyli goście, znowu z grzeczności, nie zaprzeczymy, ani nie spytamy się o szczegóły. Również z tego powodu, że zasneliśmy, albo próbujemy pociąć sobie żyły.
Gdy jakimś cudem uda Wam się przeżyć i usiąść do stołu, zastaniecie na nim piękny, biały obrus, świeczniki, kwiaty i inne rzeczy eksponujące "majętność" właściciela. Ale przez te wszystkie bibeloty na stole brakuje miejsca na porcelanowe (lub też z podrabianej porcelany) filiżanki i talerze, srebrne (bądź posrebrzane) sztućce. Jeżeli jednak chwalony przez gospodarza stół z IKEI okaże się większy, niż się można było spodziewać, to i tak zabraknie miejsca na miski z jedzeniem. Wtedy, ku złości gospodarza, bedzie trzeba znieść trochę ozdób. Przy posiłku Pan lub Pani domu znowu zacznie swój monolog o bogactwie i podróżach. Tacy ludzie uwielbiają chwalić się swoją rodziną przed znajomymi i swoimi znajomymi przed rodziną. Kiedy spróbujcie opowiedzieć coś o swoich przygodach lub przeżyciach, ów człowiek będzie wam przerywać i, w zależności o czym mówicie, negować, na przykład, gdy opowiecie jakiś kawał: "A tam, już go słyszałem", albo "E tam, ja znam lepszy.".
Gdy powiecie, że musicie iść do toalety, gospodarz łaskawie wam ją wskaże z błyskiem w oku. Toaleta jest dla wielu ludzi jak sanktuarium. Miejsce spokoju i chwili prywatności. Jednak u człowieka ogarniętego manią wyższości, toaleta jest niczym katedra Notre Dame. Tylko że on jest tam biskupem, a goście chłopami z XVI wiecznej Francji. Muszla klozetowa z nadrukiem, lśniąca roleta do papieru, idealnie ułożony ręcznik, wypolerowany prysznic i/lub wanna, kafelki wypolerowany na błysk, innymi słowy- toaleta jest tak czystym, nowo wyposażonym, sterylnym i pachnącym miejscem, że wszystkiego momentalnie się odechciewa, bo zbrodnią byłoby zanieczyścić to miejsce.
Zapomniałbym dodać; a co jeśli gospodarz posiada ogródek? Katastrofa! Jeśli jest jednym z biedniejszych, jego ogródek wygląda jakby stado kretów urządziło sobie prywatkę. Czy kiedykolwiek ktoś mało zamożny zaprosił was do ogródka? Szczerze wątpię. Chyba ze jest sadownikiem albo ogólnie ciężko pracującym człowiekiem. A ludzie lubiący się przechwalać, chociaż nie ma to odwzorowania w rzeczywistości, nie są pracowici.
Co u bogatszych samochwał ogródek, jeżeli można nazwać to ogródkiem, a nie ogrodem, jest przepiękny i zapełnieny wszystkimi rodzajami róż, a droga do niego jest idealnie dopasowana do domu i do drzew. Ale nie mówimy tu o bogatych samochwałach tylko o kłamliwych grubiańskich ludziach z kompleksem wyższości, którzy tak naprawdę nie mają nic do przedstawienia.
Chciałbym, aby tacy ludzie nie istnieli. Niestety, istnieją i jest ich bardzo dużo. Oczywiście można łatwo od nich uciec. Wystarczy powiedzieć "Dziękuję bardzo, ale nie interesuje mnie to". Po takich słowach wątpię, żeby jeszcze raz spróbował was zaprosić. Oczywiście nie jest to najlepszym wyjściem, można udawać zainteresowanie, ale w takim wypadku będzie to zupełnie bezsensowne. Ale co zrobić, gdy jest się zbyt miłym? To, co każdy prawdziwy uczeń- wymyślić wymówkę, a jeśli się nie chce kłamać, to... No właśnie, to co?