Czy się że mną zgadzacie?

czwartek, 2 lutego 2017

Pani Jadzia i internet.

Pragnę przypomnieć, że jest to blog do dyskusji na omawiany temat. Zdania mogą być podzielone, nawet lepiej aby były. Ale proszę nie brać wszystkiego w 100% na poważnie, bo nie o to tu chodzi. Każdy ma własne zdanie i może się do woli wypowiadać, oczywiście dopóki nie zniży się do poziomu 0 i będzie wiecznie przeklinać i przezywać innych. Wtedy post może zostać poddany edycji lub usunięciu.
{<§>}-{<§>}-{<§>}-{<§>}-{<§>}-{<§>}-{<§>}
Na wstępie chciałbym wspomnieć, że w dzisiejszych czasach znaczna większość ludzi posiada w domu komputer z dostępem do internetu. Korzystamy z niego w najróżniejszy sposób, od rzeczy typowo formalnych do rozrywkowych. Wszelkie transakcje, elektroniczne poczty, giełda, formularze, spisy hoteli i wycieczek, reklamy, fora, gry- wszystko zostało przeniesione do wirtualnej rzeczywistości. Ale po co? Przede wszystkim, aby zwiększyć efektywność, co się udało, i zmniejszyć ilość pracy oraz obciążenie, co już nie wyszło. Tak więc internet i rozwój technologii ma swoje plusy i minusy, jak wszystko, ale nie to jest problemem. Jest szczególny rodzaj społeczeństwa, tak przywiązanego do starych wartości, że niekiedy ślepego na codzienność świata współczesnego, wyznający tą zasadę: "Internet= zło". Oczywiście chodzi mi tu o starsze pokolenie wychowane w mocno chrześcijańskim duchu, uważające każde słowo księdza za święte. Zdania typu: "Co ten komputer robi z ludźmi!", "No patrz Jadziu, wszędzie chodzą z tymi komórkami!", "Jak tak można? No jak tak można, cały czas tylko w tych internetach siedzieć?", "W tych internetach to same złe rzeczy się dzieją...", "Ten internet to chyba od samego diabła powstał!" i wiele, wiele innych, po czym wracają zdegustowane do domu tym, że znów nie udało się im wyciągnąć przepisu na ciasto od kuzynki cioci koleżanki córki bratowej sąsiadki, siadają na krześle . Oczywiście mogę się zgodzić, że wiele ludzi nadużywa internetu i gier, co niesie ze sobą konsekwencje dla zdrowia psychicznego i fizycznego ludzi nadużywających, jak i postronnych, ale nie bez powodu nazwaliśmy takie zachowania chorobą. Wszystko ma swoje granice, tak samo jest w przypadku drugim- nie rozumienia i odrzucania nowego ustroju. Niestety nic w tym względzie nie poradzimy, jak są poradnie i specjalne jednostki medyczne dla osób uzależnionych od, nazwijmy to, urządzeń XXI wieku, to nie ma, a raczej ja nigdy nie słyszałem, aby powstał ośrodek pomocy dla ludzi nierozumiejących współczesnego świata.
    Kolejnym problemem jest Kościół, a raczej niektórzy księża. Pewnie część z was pamięta sławetnego księdza Piotra Natanka i jego kazanie o Harrym Potterze, Pokemonach i Hell-o-Kitty (Na pewno kotek z piekła -_-), dzięki którym szatan dostaje się do duszy dzieci, a raczej jeśli one to oglądają, to niech ich rodzice wiedzą, że szatan się nimi interesuje. Obecnie jest podobnie z internetem. Nie raz na kazaniu słyszałem, dopóki nie zasnąłem, o jakże brutalnym wpływie internetu na młody umysł i że wszyscy jesteśmy zagrożeni przez rozwijający się postęp, który napędzany jest przez belzebuba. Jak to internet i gry mamią i doprowadzają człowieka do szaleństwa, jak ich destrukcyjny wpływ demoralizuje i odczłowiecza młodego odbiorcę. Ale zawsze mówi się o dzieciach i/lub młodzieży. Dorośli też, jak czasami nie więcej, korzystają z wszelkich usług technologii, często zmuszani przez rodzaj pracy, jaką wybrali, albo chęć kilku chwil wytchnienia po ciężkim dniu w pracy. Ale kto by się tym przejmował, zamknąć oczy i brnąć w to dalej, przecież i tak nikt nic nie powie. Mógłbym w sumie zakończyć na tym post, poprawić błędy i wysłać. Ale nie odniósłbym się do problemu w całości. Już nie chodzi tylko o samą zmianę, ale o coś więcej. Internet daje nam dostęp do rzeczy, o których często nie mamy pojęcia, możemy dowiedzieć się, co dzieje się w świecie, ale tu znowu pojawia się przeszkoda. Wszelkie formy reklamy, internetowi "złodzieje" zamieszczający, legalnie na miejscu reklam, reklamę jakiegoś niesamowitego specyfiku lub sposobu na zostanie bogatym bez pracy, która w rzeczywistości jest wirusem. I mamy prawdziwe zagrożenia użytkowania z komputera. Hakerzy, oszuści i legalni złodzieje. Na nich jest tylko jeden sposób, ale który nie zawsze wyjdzie- bycie uważnym. A Pani Jadzia będzie szczęśliwa, jeśli kogoś w ten sposób okradną. Więcej powodów, aby nie kupować tego urządzenia szatana. Ciekawe, czy da się jakoś temu zaradzić? I czemu w ogóle tak się dzieje, że starsze pokolenie ma taki a nie inny stosunek do nowości, skoro dawniej technologie przyjmowano z większą radością? (pomijając samochód, początkowo szukano prawdziwych koni w silnikach a jak nie znaleziono, no, wiadomo co dalej było, diabeł szatan i te sprawy)
     Sądzę, że nie byłoby z tym problemów, gdyby postęp nie nastąpił tak nagle, zanim ktoś zdążyłby się przyzwyczaić. W przeciągu kilku lat przeszliśmy z systemu komuny na europejskie standardy, z braku produktów na półkach na ich natłok, z kartek na jedzenie i (chyba głównie) ocet, na dowolny wybór produktów, gdzie jedynym naszym limitem były pieniądze i zdrowy rozsądek (który jednak przyzwyczajony kazał kupować rzeczy na zapas, bo jeszcze zabraknie). Nagle dotarły do nas nowostki techniczne, które przewróciły życie społeczeństwa, nawet jeśli były one małe i często niewarte swojej ceny, przykładowo konsole "Pegasus" czy "Gameboy" albo właśnie stare komputery, które zawędrowały do Polski tylko dlatego, ponieważ Zachód już ich nie chciał. Ogromny skok. Ogromna przepaść. Niektórzy ją przeskoczyli, niektórzy urodzili się już po drugiej stronie, ale cześć przezorna nadal została. I tak już bedzie chyba zawsze, starsze pokolenie będzie uważało, że ich czasy były lepsze. I to tyczy się również nas.

6_6_6_6_6_6_6_6_6_6_6_6_6_6-0_0_0_0_0__0_0_0_0_0_0_0_0-0_0-0-0-0-0_0-0_0

środa, 19 października 2016

Hejterzy czyli nienawidzący.

    To będzie taka króciuteńka notka, taka aby cokolwiek było ;-).

   Ostatnio zauważyłem sporą ilość tzw. "hejtu" na różnych forach. Raz na YouTube, raz na innych blogach, wiele razy w grach. I większość z nich nie miała sensu. Nie do końca umiem zrozumieć takich ludzi, ale da się przyzwyczaić. Jednak jedyne, co mi nie daje spokoju, to nie są oni. Nie ci ludzie, którzy całymi dniami tylko czekają na odpowiednią okazję do zepsucia komuś dnia dla zimnej satysfakcji. Denerwuje mnie w tej kwestii język polski.
    Jak mówi się, że ktoś jest "hejterem" to brzmi to nawet fajnie. Gorzej jest to napisać. Szczerze nienawidzę pisać tej spolszczonej wersji słowa "hate". Mało ludzi pisze "hater" lub "hate". Wolą wkładać mi w oczy wirtualne widelce w postaci słów (Boże, czemu znowu to pisze?) "hejt" lub "hejter". Jest to co najmniej porównywalne do pisania "łud" zamiast "wood".
    Oczywiście można przetłumaczyć te słowa. Ale gwarantuje wam, że będziecie brzmieli jak Hilary Clinton podczas okresu, a jeśli to napiszecie, może wyjść różnie. Jeszcze zależy to od kontekstu, jednak nie zawsze zadziała, np.:
-"Dlaczego tyle tutaj nienawiści" 👍
-"Dlaczego tak bardzo się nienawidzicie?" 👍👎
- "Ale nienawiści tutaj lecą..." 👎👎👎
- "Ale żeś mnie znienawidził..." 👎👎👎
~ "Dlaczego tyle tutaj hejtu?"
~ "Dlaczego tak bardzo się hejtujecie?"
~ "Ale hejty tutaj lecą..."
~ "Ale żeś mnie zhejtował..."
     Jak napiszecie prawilnie po polsku, to albo wyjdziecie na filozofów, albo na idiotów. Już fatalnie wygląda słowo "hejter". Ale jeszcze gorzej "Nienawidzący". Z jednej strony kaleczysz język polski, a z drugiej... Kaleczysz język polski. Albo przynajmniej swój umysł i oczy.
     Wielu ludziom nic a nic to nie przeszkadza, jednak ja jakoś nie mogę tego znieść. Z polskiego może za dobry nie jestem, ale boli mnie, jak ktoś bez wiedzy go kaleczy. A raczej kaleczy angielski. W żartach rozumiem, ale bez przesady. Znam ludzi, którzy naprawdę myślą, że tak się mówi i ni hu hu nie da się im wytłumaczyć,że jest inaczej...Spotkałem się z określeniami "Pirsing", "But" (czyt. But, a nie bat- w sumie to jest nawet śmieszne), "Łer?", "Ju", "Krasz", "Łaj?". Nic wielkiego, nawet śmieszne. Jednak po usłyszeniu tego po raz ∞, staje się już męczące. A co chwila mówi tak mnóstwo osób.



Temat prawdopodobnie do usunięcia. Taki trochę bez sensu i nie do końca wiem, co chciałem napisać...

niedziela, 4 września 2016

Ależ proszę, niech czuje się Pan jak w domu. Tylko lepszym.

    Mówi się, że gościnność to podstawa. Najważniejsze aby pokazać się z jak najlepszej strony, aby osoba zaproszona czuła się w naszym towarzystwie dobrze. Jednak nie zawsze to tak działa. "Pokazanie się z jak najlepszej strony" wiele ludzi interpretuje "nieco" inaczej. Część osób zaprasza gości, aby umilić sobie czas, ukulturalnić się, wzmocnić więzy międzyludzkie, czasami aby szukać pomocy albo pomóc. A reszta osób traktuje zaproszenie gości jako okazję do pokazania, czego oni nie mają w domu i w jakim stopniu jest ktoś bogatszy, albo jako szansę pokazania wyższości nad gościem. Często tacy ludzie oprowadzają gości po domu, jakby to była wycieczka po centrum świata. Gdy pokazują jakąś rzecz, zawsze jest do niej jakąś historia, której i tak nie chcemy słuchać, ale z grzeczności nie przeżywamy. Zawsze jest, gdzie to oni nie byli, czego nie zrobili, czego nie kupili, jacy oni bogaci, a mówią oni wtedy teksty typu: "Widzi Pan to? Kupiłem to na Egipskim targu podczas dwu- miesięcznej podróży przez Afrykę i Europę za 1000000$. Takie tanie, to od razu kupiłem!". Ale zaraz po jednym pochwaleniu samych siebie, muszą zrobić to drugi raz: "Ohhh, jaka tamta podróż była fascynująca! Były tam takie rzeczy, w jakie Państwo nie uwierzą!" i prawdopodobnie one wcale nie istnieją, a same te osoby na takiej wycieczce nie były, a chwaloną rzecz kupili na pchlim targu za 5 złotych. Tylko że my, czyli goście, znowu z grzeczności, nie zaprzeczymy, ani nie spytamy się o szczegóły. Również z tego powodu, że zasneliśmy, albo próbujemy pociąć sobie żyły.
     Gdy jakimś cudem uda Wam się przeżyć i usiąść do stołu, zastaniecie na nim piękny, biały obrus, świeczniki, kwiaty i inne rzeczy eksponujące "majętność" właściciela. Ale przez te wszystkie bibeloty na stole brakuje miejsca na porcelanowe (lub też z podrabianej porcelany) filiżanki i talerze, srebrne (bądź posrebrzane) sztućce. Jeżeli jednak chwalony przez gospodarza stół z IKEI okaże się większy, niż się można było spodziewać, to i tak zabraknie miejsca na miski z jedzeniem. Wtedy, ku złości gospodarza, bedzie trzeba znieść trochę ozdób. Przy posiłku Pan lub Pani domu znowu zacznie swój monolog o bogactwie i podróżach. Tacy ludzie uwielbiają chwalić się swoją rodziną przed znajomymi i swoimi znajomymi przed rodziną. Kiedy spróbujcie opowiedzieć coś o swoich przygodach lub przeżyciach, ów człowiek  będzie wam przerywać i, w zależności o czym mówicie, negować, na przykład, gdy opowiecie jakiś kawał: "A tam, już go słyszałem", albo  "E tam, ja znam lepszy.".
    Gdy powiecie, że musicie iść do toalety, gospodarz łaskawie wam ją wskaże z błyskiem w oku. Toaleta jest dla wielu ludzi jak sanktuarium. Miejsce spokoju i chwili prywatności. Jednak u człowieka ogarniętego manią wyższości, toaleta jest niczym katedra Notre Dame. Tylko  że on jest tam biskupem, a goście chłopami z XVI wiecznej Francji. Muszla klozetowa z nadrukiem, lśniąca roleta do papieru, idealnie ułożony ręcznik, wypolerowany prysznic i/lub wanna, kafelki wypolerowany na błysk, innymi słowy- toaleta jest tak czystym, nowo wyposażonym, sterylnym i pachnącym miejscem, że wszystkiego momentalnie się odechciewa, bo zbrodnią byłoby zanieczyścić to miejsce.
     Zapomniałbym dodać; a co jeśli gospodarz posiada ogródek? Katastrofa! Jeśli jest jednym z biedniejszych, jego ogródek wygląda jakby stado kretów urządziło sobie prywatkę. Czy kiedykolwiek ktoś mało zamożny zaprosił was do ogródka? Szczerze wątpię. Chyba ze jest sadownikiem albo ogólnie ciężko pracującym człowiekiem. A ludzie lubiący się przechwalać, chociaż nie ma to odwzorowania w rzeczywistości, nie są pracowici.
    Co u bogatszych samochwał ogródek, jeżeli można nazwać to ogródkiem, a nie ogrodem, jest przepiękny i zapełnieny wszystkimi rodzajami róż, a droga do niego jest idealnie dopasowana do domu i do drzew. Ale nie mówimy tu o bogatych samochwałach tylko o kłamliwych grubiańskich ludziach z kompleksem wyższości, którzy tak naprawdę nie mają nic do przedstawienia.
    Chciałbym, aby tacy ludzie nie istnieli. Niestety, istnieją i jest ich bardzo dużo. Oczywiście można łatwo od nich uciec. Wystarczy powiedzieć "Dziękuję bardzo, ale nie interesuje mnie to". Po takich słowach wątpię, żeby jeszcze raz spróbował was zaprosić. Oczywiście nie jest to najlepszym wyjściem, można udawać zainteresowanie, ale w takim wypadku będzie to zupełnie bezsensowne. Ale co zrobić, gdy jest się zbyt miłym? To, co każdy prawdziwy uczeń- wymyślić wymówkę, a jeśli się nie chce kłamać, to... No właśnie, to co?

środa, 24 sierpnia 2016

PROROK PROLOGU!

    To jest tylko prolog. Tak jakby ktoś nie zauważył. Taaaa....
    No cóż, na tym blogu będę częściowo przedstawiał swój dość porąbany światopogląd. Jeśli zdobędę jakąkolwiek... Publikę? Nie, inaczej, chwila. Jeśli będę miał jakichkolwiek czytelników (o, już lepiej), to będę prosił ich o własne zdanie na omawiany w felietonie problem.
   Tak w prostej linii i prosto z mostu- chcę się po prostu dowiedzieć, jak myślą inni, Czasami się pokłócić, znaleźć prawdę, bo ona podobno leży po środku ;-).
Zamierzam na tym blogu być pytany (heh 😅) i na nie odpowiadać (oczywiście jeśli nie wyjdą za daleko... :-SS).
Innymi słowy piszę poradnik. Poradnik "Jak zostać idiotą?"



Ho anata scire, hogy anata asor.