Czy się że mną zgadzacie?

środa, 19 października 2016

Hejterzy czyli nienawidzący.

    To będzie taka króciuteńka notka, taka aby cokolwiek było ;-).

   Ostatnio zauważyłem sporą ilość tzw. "hejtu" na różnych forach. Raz na YouTube, raz na innych blogach, wiele razy w grach. I większość z nich nie miała sensu. Nie do końca umiem zrozumieć takich ludzi, ale da się przyzwyczaić. Jednak jedyne, co mi nie daje spokoju, to nie są oni. Nie ci ludzie, którzy całymi dniami tylko czekają na odpowiednią okazję do zepsucia komuś dnia dla zimnej satysfakcji. Denerwuje mnie w tej kwestii język polski.
    Jak mówi się, że ktoś jest "hejterem" to brzmi to nawet fajnie. Gorzej jest to napisać. Szczerze nienawidzę pisać tej spolszczonej wersji słowa "hate". Mało ludzi pisze "hater" lub "hate". Wolą wkładać mi w oczy wirtualne widelce w postaci słów (Boże, czemu znowu to pisze?) "hejt" lub "hejter". Jest to co najmniej porównywalne do pisania "łud" zamiast "wood".
    Oczywiście można przetłumaczyć te słowa. Ale gwarantuje wam, że będziecie brzmieli jak Hilary Clinton podczas okresu, a jeśli to napiszecie, może wyjść różnie. Jeszcze zależy to od kontekstu, jednak nie zawsze zadziała, np.:
-"Dlaczego tyle tutaj nienawiści" 👍
-"Dlaczego tak bardzo się nienawidzicie?" 👍👎
- "Ale nienawiści tutaj lecą..." 👎👎👎
- "Ale żeś mnie znienawidził..." 👎👎👎
~ "Dlaczego tyle tutaj hejtu?"
~ "Dlaczego tak bardzo się hejtujecie?"
~ "Ale hejty tutaj lecą..."
~ "Ale żeś mnie zhejtował..."
     Jak napiszecie prawilnie po polsku, to albo wyjdziecie na filozofów, albo na idiotów. Już fatalnie wygląda słowo "hejter". Ale jeszcze gorzej "Nienawidzący". Z jednej strony kaleczysz język polski, a z drugiej... Kaleczysz język polski. Albo przynajmniej swój umysł i oczy.
     Wielu ludziom nic a nic to nie przeszkadza, jednak ja jakoś nie mogę tego znieść. Z polskiego może za dobry nie jestem, ale boli mnie, jak ktoś bez wiedzy go kaleczy. A raczej kaleczy angielski. W żartach rozumiem, ale bez przesady. Znam ludzi, którzy naprawdę myślą, że tak się mówi i ni hu hu nie da się im wytłumaczyć,że jest inaczej...Spotkałem się z określeniami "Pirsing", "But" (czyt. But, a nie bat- w sumie to jest nawet śmieszne), "Łer?", "Ju", "Krasz", "Łaj?". Nic wielkiego, nawet śmieszne. Jednak po usłyszeniu tego po raz ∞, staje się już męczące. A co chwila mówi tak mnóstwo osób.



Temat prawdopodobnie do usunięcia. Taki trochę bez sensu i nie do końca wiem, co chciałem napisać...

niedziela, 4 września 2016

Ależ proszę, niech czuje się Pan jak w domu. Tylko lepszym.

    Mówi się, że gościnność to podstawa. Najważniejsze aby pokazać się z jak najlepszej strony, aby osoba zaproszona czuła się w naszym towarzystwie dobrze. Jednak nie zawsze to tak działa. "Pokazanie się z jak najlepszej strony" wiele ludzi interpretuje "nieco" inaczej. Część osób zaprasza gości, aby umilić sobie czas, ukulturalnić się, wzmocnić więzy międzyludzkie, czasami aby szukać pomocy albo pomóc. A reszta osób traktuje zaproszenie gości jako okazję do pokazania, czego oni nie mają w domu i w jakim stopniu jest ktoś bogatszy, albo jako szansę pokazania wyższości nad gościem. Często tacy ludzie oprowadzają gości po domu, jakby to była wycieczka po centrum świata. Gdy pokazują jakąś rzecz, zawsze jest do niej jakąś historia, której i tak nie chcemy słuchać, ale z grzeczności nie przeżywamy. Zawsze jest, gdzie to oni nie byli, czego nie zrobili, czego nie kupili, jacy oni bogaci, a mówią oni wtedy teksty typu: "Widzi Pan to? Kupiłem to na Egipskim targu podczas dwu- miesięcznej podróży przez Afrykę i Europę za 1000000$. Takie tanie, to od razu kupiłem!". Ale zaraz po jednym pochwaleniu samych siebie, muszą zrobić to drugi raz: "Ohhh, jaka tamta podróż była fascynująca! Były tam takie rzeczy, w jakie Państwo nie uwierzą!" i prawdopodobnie one wcale nie istnieją, a same te osoby na takiej wycieczce nie były, a chwaloną rzecz kupili na pchlim targu za 5 złotych. Tylko że my, czyli goście, znowu z grzeczności, nie zaprzeczymy, ani nie spytamy się o szczegóły. Również z tego powodu, że zasneliśmy, albo próbujemy pociąć sobie żyły.
     Gdy jakimś cudem uda Wam się przeżyć i usiąść do stołu, zastaniecie na nim piękny, biały obrus, świeczniki, kwiaty i inne rzeczy eksponujące "majętność" właściciela. Ale przez te wszystkie bibeloty na stole brakuje miejsca na porcelanowe (lub też z podrabianej porcelany) filiżanki i talerze, srebrne (bądź posrebrzane) sztućce. Jeżeli jednak chwalony przez gospodarza stół z IKEI okaże się większy, niż się można było spodziewać, to i tak zabraknie miejsca na miski z jedzeniem. Wtedy, ku złości gospodarza, bedzie trzeba znieść trochę ozdób. Przy posiłku Pan lub Pani domu znowu zacznie swój monolog o bogactwie i podróżach. Tacy ludzie uwielbiają chwalić się swoją rodziną przed znajomymi i swoimi znajomymi przed rodziną. Kiedy spróbujcie opowiedzieć coś o swoich przygodach lub przeżyciach, ów człowiek  będzie wam przerywać i, w zależności o czym mówicie, negować, na przykład, gdy opowiecie jakiś kawał: "A tam, już go słyszałem", albo  "E tam, ja znam lepszy.".
    Gdy powiecie, że musicie iść do toalety, gospodarz łaskawie wam ją wskaże z błyskiem w oku. Toaleta jest dla wielu ludzi jak sanktuarium. Miejsce spokoju i chwili prywatności. Jednak u człowieka ogarniętego manią wyższości, toaleta jest niczym katedra Notre Dame. Tylko  że on jest tam biskupem, a goście chłopami z XVI wiecznej Francji. Muszla klozetowa z nadrukiem, lśniąca roleta do papieru, idealnie ułożony ręcznik, wypolerowany prysznic i/lub wanna, kafelki wypolerowany na błysk, innymi słowy- toaleta jest tak czystym, nowo wyposażonym, sterylnym i pachnącym miejscem, że wszystkiego momentalnie się odechciewa, bo zbrodnią byłoby zanieczyścić to miejsce.
     Zapomniałbym dodać; a co jeśli gospodarz posiada ogródek? Katastrofa! Jeśli jest jednym z biedniejszych, jego ogródek wygląda jakby stado kretów urządziło sobie prywatkę. Czy kiedykolwiek ktoś mało zamożny zaprosił was do ogródka? Szczerze wątpię. Chyba ze jest sadownikiem albo ogólnie ciężko pracującym człowiekiem. A ludzie lubiący się przechwalać, chociaż nie ma to odwzorowania w rzeczywistości, nie są pracowici.
    Co u bogatszych samochwał ogródek, jeżeli można nazwać to ogródkiem, a nie ogrodem, jest przepiękny i zapełnieny wszystkimi rodzajami róż, a droga do niego jest idealnie dopasowana do domu i do drzew. Ale nie mówimy tu o bogatych samochwałach tylko o kłamliwych grubiańskich ludziach z kompleksem wyższości, którzy tak naprawdę nie mają nic do przedstawienia.
    Chciałbym, aby tacy ludzie nie istnieli. Niestety, istnieją i jest ich bardzo dużo. Oczywiście można łatwo od nich uciec. Wystarczy powiedzieć "Dziękuję bardzo, ale nie interesuje mnie to". Po takich słowach wątpię, żeby jeszcze raz spróbował was zaprosić. Oczywiście nie jest to najlepszym wyjściem, można udawać zainteresowanie, ale w takim wypadku będzie to zupełnie bezsensowne. Ale co zrobić, gdy jest się zbyt miłym? To, co każdy prawdziwy uczeń- wymyślić wymówkę, a jeśli się nie chce kłamać, to... No właśnie, to co?

środa, 24 sierpnia 2016

PROROK PROLOGU!

    To jest tylko prolog. Tak jakby ktoś nie zauważył. Taaaa....
    No cóż, na tym blogu będę częściowo przedstawiał swój dość porąbany światopogląd. Jeśli zdobędę jakąkolwiek... Publikę? Nie, inaczej, chwila. Jeśli będę miał jakichkolwiek czytelników (o, już lepiej), to będę prosił ich o własne zdanie na omawiany w felietonie problem.
   Tak w prostej linii i prosto z mostu- chcę się po prostu dowiedzieć, jak myślą inni, Czasami się pokłócić, znaleźć prawdę, bo ona podobno leży po środku ;-).
Zamierzam na tym blogu być pytany (heh 😅) i na nie odpowiadać (oczywiście jeśli nie wyjdą za daleko... :-SS).
Innymi słowy piszę poradnik. Poradnik "Jak zostać idiotą?"



Ho anata scire, hogy anata asor.